13 maj 2015

Dorwać Jiro!

Tandetna okładka, która raczej odstrasza, niż zachęca. Ale na szczęście w środku lepiej z kreską.

 "Dorwać Jiro!"

Scenariusz - Anthony Bourdain, Joel Rose
Rysunki - Langdon Foss
Polski wydawca - Mucha Comics

Hejże-ho! Znacie tego pana?

Cześć dzieciaki! To ja! Znany na całym świecie kucharz telewizyjny, Anthony Bourdain!

No więc on napisał scenariusz do komiksu. No, kumpel, który jest scenarzystą mu pomagał. Ale wciąż się liczy!

Zawsze mnie fascynowało, gdy człowiek znany z jednego medium macza palce w innym. W życiu trzeba próbować wszystkiego! Ale czy okaże się być współczesnym Leonardem? Czy lepiej, żeby został przy tym, na czym zna się najlepiej? Komiksy, jak kuchnia - wymagają wielu lat doświadczenia, by w pełni opanować ich sztukę. I po "Dorwać Jiro!" wyraźnie widać, że pan Bourdain komiksowi przybił tylko piątkę.

Kucharz z telewizora roztacza przed nami wizję dystopijnej przyszłości, w której rządzi gastronomia. Ludzie dosłownie biją się o rezerwacje w restauracjach, na które trzeba czekać latami. Miasto, w którym rozgrywa się historia, podzielone jest na dwa kręgi. Ulicami kręgu zewnętrznego snują się ludzkie beczki tłuszczu, jak wieloryby, które zaadaptowały się do życia na lądzie. Tutaj rządzi bezmyślny fastfood, chipsy i cola nalewana do wiader na wynos.


Kręgiem wewnętrznym rządzą zaś dwie potęgi - kuchnia francuska i wegańska, której przedstawiciele tłuką się na ulicach jak kibole. Całość klimatem przypomina "Gangi Nowego Jorku", gdyby ludzie lali się po mordach chochlami, a głównym bohaterem był samuraj, tyle, że z nożem do sushi.

Świat przedstawiony jest zdecydowanie najmocniejszą częścią komiksu. Poza tym (i kreską) niestety nie ma za dużo specjalnego do zaoferowania.

Tytułowy Jiro to archetyp samuraja. Brzmi fajnie, ale nastręcza tylko problemów - prawie w ogóle się nie odzywa. Nie wiemy jaką ma motywacje i po co robi to, co robi. Jest beznamiętny i równie sympatyczny, co rozmokła tektura. Co przerzuca się na całą opowieść. Stawki są niby wysokie, a przeciwnicy przytłaczająco potężni, ale udzieliła mi się beznamiętność protagonisty. Historia swoją drogą pełna jest wygodnych ex machin - postacie w irytujący sposób potrafią pojawiać się w odpowiednich miejscach, bo scenariusz.

Tempo wydarzeń do połowy jest niemrawe. Postacie są nieciekawe. Yadda, yadda, yadda.

Za to kreska robi co może, by odratować komiks. Jest pełna pieczołowicie wybrukowanych detalami scen. Kadrowanie potrafi być rozkosznie nieśpieszne - zwłaszcza przy scenach gotowania. Jiro z namaszczeniem przygotowuje sushi, albo oprawia rybę. Jego znajomy kucharz nieśpiesznie serwuje mu posiłek, wyliczając składniki jak magiczną inkantację. Komiks potrafi płynąć swoim tempem, nie przeszkadzając zbytecznym dialogiem. Widać tu miłość do tematu.


Tylko kolor pozostawia trochę do życzenia. To typowy, przefotoszopowany, amerykański mainstream. W większości nie daje się we znaki, ale jak przywali ohydnym gradientem, to klękajcie narody.

Długo się zastanawiałem, czy polecić "Dorwać Jiro!". To nie jest zły komiks. Ale nie jest też dobry. Ostatecznie, niech mu będzie - ma kciuka w górę. Za oryginalną wizję dystopijnej przyszłości, kreskę i kilka scen pełnych miłości do kuchni.

Bum.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz